Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2012

Dystans całkowity:575.56 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:27:23
Średnia prędkość:21.02 km/h
Maksymalna prędkość:78.65 km/h
Suma podjazdów:4951 m
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:191.85 km i 9h 07m
Więcej statystyk

Vzpon na Vršič (slovenia)

Niedziela, 17 czerwca 2012 · Komentarze(1)
Podjazd na przełęcz Vršič (Vrszicz) w Słowenii - najwyższa przełęcz drogowa w Słowenii, w tym w byłej Jugoslawii również :) 1611 metrów nad poziomem morza (do którego blisko btw ;) )
Czyli kultowy podjazd, i skoro byłem w pobliżu, szkoda było nie podjechać :)

Podjazd dosyć ostry, około tysiąc metrów trzeba pokonać na długości około 11km
średnie nachylenie 7%, max 16%, średnio na ostrzejszych odcinkach jest 12-14%

Niesamowite widoki, czyste powietrze, po prostu Julischen Alpen :)
Na zjeździe nie można szaleć, bo serpentyny ostre, na zakrętach kostka,
czyli obręczy gorące z hamowania że nie można było dotknąć ;)

http://ridewithgps.com/trips/719970











Brevet 400k. Czyli HOTTER THEN HELL 400K :D

Sobota, 9 czerwca 2012 · Komentarze(5)
No i już po 400ce ;) Ukończony w czasie 26h25m*
http://ridewithgps.com/routes/1163444

*- co ciekawe jest że jeden z pierwszej trójki, w czasie 21:07 ma prędkość średnią 21,15km/h czyli tylko 0,14km/h więcej niż ja ;)
Gdyby nie tyle zatrzymywania, to też mogłem ukończyć w 21h ;) :D

Trzy słowa mogą doskonale opisać ten brevet, czyli jego pierwszą część: piekło, piekarnik, solarium z piekła. No.

38 stopni było ! słońce paliło strasznie. Aż miałem ochoty zrezygnować,
ale powiedziałem ok, poczekam na noc, i zobaczymy.
Zachód słońca przyniósł ulgę, i jechało się potem całkiem przyjemnie.
Każdy z nas wyczerpany przez to piekło, więc jechało się znaczniej wolniej,
ale było spoko całkiem.

Przy końcu strasznie chciało mi się spać, ale przecież to było już 30 godzin bez snu, po takim dniu .. no nie dziwi ;)
Wypiłem kawę na stacji benzynowej, i chciałem się zdrzemnąć przez chwilę,
ale w tym przyjechał kolega, który właśnie zdrzemnął się na cmentarzu przez 20 min, zagadał i się jednak nie zdrzemnąłem. No cóż.
Stwierdziliśmy razem że starczy nam być na mecie w czasie, więc jechaliśmy powoli,
zatrzymali się na piwko/lody/cień (ja tam piwa nie piję, ale kolega owszem ;) )
Po ukończeniu jeszcze prowadziłem, zabrałem kolegę i jego rzeczy z innej części Belgradu, i potem do mego domu, a kolega miał złapać pociąg ode mnie.
Okazało się że w mieszkaniu Belgradzkim zapomniał kluczę, więc chyba pociągiem pojechał,
ale z powrotem do Belgradu, a dopiero potem do Nowego Sadu :D
Niezła przygoda, ale przynajmniej pewnie się wyspał w pociągu ;)
Ja już padałem, zdążyłem wziąć prysznic przed położeniem się.
Pospałem se tak z 4-5 godzin, no i jestem ;)
Czuję się zmęczony generalnie, ale nie jakoś masakrycznie.
Nic nie boli w sumie, ale jakoś dziwnie stopy mi drętwieją.
Miałem trochę problemów z efektem "hot foot", no ale wczoraj wszystko było HOT więc .. :D
Dziwnie że nogi mnie w ogolę nie bolą, mięśnie, kolana, nic po prostu :)
Choć za tego upału, od samego początku mnie bolały, czułem po prostu jak mi się kolana topią.
Przegrzały się normalnie, nie ma innego wyjaśnienia.

Czyli już nigdy więcej start brewetu nie będę ustawiać na poranek ! jeśli zapowiada się taka pogoda.
Na sama myśl że 600k jest 14go Lipca, już mi niedobrze :D
Zrobię start na 18. czy coś w tym stylu.

sunday club ride ;-)

Niedziela, 3 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kolega zaprosił mnie przez Fejsa na jazdę klubową, w organizacji klubu z Nowego Sadu, więc nie mogłem odmówić ;)
Do startu i z powrotem mam około 70km, więc wyszedł century.
Było strasznie gorąco, 32-33 stopnie pokazywał licznik w cieniu,
naprawdę męcząco jakoś było ..
W kierunku powrotnym mieliśmy solidny wiatr w twarz, więc postanowiłem wszystkim pokazać jak sprawdzają się poziomki w takich warunkach ;)
33-34km/h pod wiatr, póki peleton się ślimaczy przy 25-26 no to już coś ;)
Wyzwania przyjął jeden mocny szoszon, oraz ten kolega, ale już po kilometrze kolega odpadł, więc ciągnąłem z tym szoszonem tak do drugiej wioski, pewnie tak z 15km.
Szoszon się w sumie spieszył do domu, bo jacyś znajomi na jego czekali,
więc ja się zatrzymałem w cieniu, poczekać na grupę.
A nich nie ma i nie ma .. jak mi się znudziło tak po 15tu minutach, to poszedłem do sklepu naprzeciwko kupić loda owocowego, zimnego, lodowatego .. i wychodzę a oni już są :)
No i tak sobie loda jadłem na leżąco :D Miny kierowców - bezcenne ;-)